Trudności, nadzieje, reportaże i literatura – podsumowanie 2023 roku [Blogmas VI cz. 2/2].

„Jaki był ten ROK? Co darował, co wziął?” – chciałoby się dziś zapytać, parafrazując słowa zespołu Turbo. Dla każdego minione 365 dni oznaczało coś innego. Dla mnie oznaczał: drugą połowę studiów podyplomowych, nowe obowiązki w lokalnej prasie, nadzieje, spotkania, a także typowo prowincjonalne trudności na ostatniej prostej grudnia. Nawet czytelnictwo trochę zawiodło w porównaniu z 2022 rokiem – przeczytałam 11 całych książek, obecnie jestem w trakcie dwunastej z kolei lektury – kultowego „Ulissesa”. A w kolejce wciąż czekają na lepsze czasy (i oby to był właśnie nowy rok) m.in. książki dotyczące słonecznej Italii oraz o tematyce powstania warszawskiego. Forma pisarska to inna sprawa. Właśnie zeznania na jej temat chciałabym zawrzeć w dzisiejszym – ostatnim w tym roku – wpisie.

Ilość i jakość treści w 2023 roku  

Ilość, a raczej liczba wpisów… pobiła niechlubny rekord. Pojawiło się zaledwie siedem (łącznie z dzisiejszym) wątków. Ten rok był w dużej części zdominowany jeszcze przez studia podyplomowe, a także pracę, której od marca było więcej.

Chciałam jednak poruszać wątki, które naprawdę „czułam”, nie stawiać wyłącznie na ilość. Szukałam tematów, które uznałam za istotne i ciekawe. Mam nadzieję, że również w opinii Czytelników, udało mi się to.

W międzyczasie sporo zweryfikowały zajęcia zawodowe, czasem zwykłe zmęczenie, a pod koniec tego roku (bo dzisiejszy wpis jest drugą i ostatnią częścią projektu BLOGMAS, po raz pierwszy tak krótkiego, za co przepraszam) po prostu typowo prowincjonalne, a nie tylko twórcze, zmęczenie.

Cieszę się natomiast z tego, co udało się zrealizować. Za mną przecież nie tylko trudy – były też studia podyplomowe, podróże (które „zablokowały” moje pisanie, ale… otworzyły umysł i pomogły mu odpocząć J ), ważne muzyczne spotkanie, które nie przeszło bez literackiego echa (i opisałam je dość szybko, jak na moje tegoroczne tempo 🙂 ). A przede mną przecież kolejny rok.

Jakie mam nadzieje na 2024 rok?

W tym momencie mogę mieć tylko nadzieję, że będzie lepiej – głowa stopniowo przyzwyczaja się do zmian zachodzących na „prowincji”, dzięki czemu łatwiej będzie mi pisać. Niemniej cieszę się z dotychczasowych inspiracji. Mogłabym powiedzieć im obecnie „dziękuję za już i proszę o jeszcze”. 🙂

Kto wie, czy nadchodzący rok nie będzie też czasem inspirujących zmian, w mojej głowie kłębi się kolejny pomysł na przyszłość… W każdym razie, jeśli choć jeden z tych pomysłów się ziści, będzie o czym pisać. Ale to po części tajemnica również dla mnie.

Będę oczywiście uważnie słuchać i rozglądać się – inspiracją może być przecież słowo, człowiek, gest… Liczę na to, że wszystko to się znajdzie. Pod koniec roku, mimo trudności… przyszła do mnie choć na chwilę w postaci zaufania drugiego człowieka. A to nie tylko otworzyło (nie po raz pierwszy) moją głowę, ale także „uskrzydliło”. Takie relacje są bardzo, ale to bardzo ważne.

Dlatego życzę Czytelnikom… mimo wszystko cierpliwości do mnie J i dobrej lektury tego, co jeszcze napiszę, a sobie – jak najwięcej inspiracji i… czasu na ich opisywanie. No i oczywiście już na zapas – życzę dobrej lektury tego, co jeszcze powstanie. J Ale przede wszystkim szczęśliwego nowego roku, w zdrowiu, radości i… wielu inspiracji, a także samych dobrych ludzi wokół.

A na koniec wpisu zapraszam tradycyjnie do czytania.

Skład i korekta doświadczeń i relacji. Podsumowanie podyplomowych studiów z edytorstwa.

Człowiek uczy się przez całe życie. Uczy się samego siebie, ale także… czerpie wiedzę od innych. Kończy kolejne szkoły, podejmuje studia z interesujących go dziedzin. Zdarza się, że na tytule magistra się nie kończy. Dziś chciałabym po dłuższej przerwie od pisania, czekając jeszcze na oficjalne świadectwo, podsumować studia podyplomowe z edytorstwa.

Ze studiów na studia. Nowy tryb pracy

Jedną z ważniejszych różnic między studiami licencjackimi/magisterskimi a podyplomówką był tryb nauki. Właśnie tym jedynym minusem były dojazdy na godzinę 8 z haczykiem i powroty na „prowincję” nawet wieczorami.

„Inność” studiów przełożyła się jednak przede wszystkim na wiele dobrego. Szczególnie było tak w przypadku przyswajania różnych treści. Porównując z tymi studiami magisterkę, na pewno teraz przestałam bać się treści związanych z komputerowym składem tekstu. Wszystko dzięki temu, że poświęciliśmy mu naprawdę wile godzin. Ponadto wiedza przekazywana była bardzo przystępnie.

Utwierdziłam się w przekonaniu, że wszystko to, co dotyczy redakcji, korekty i po prostu tworzenia tekstów są wręcz dla mnie stworzone. 🙂 A niebawem będę miała na to oficjalny papier. Co zaskakujące, bo nigdy nie ciągnęło mnie na studia związane w jakikolwiek sposób z pedagogiką, ciekawym i pożytecznym okazało się dla mnie tworzenie publikacji edukacyjnych.

Przykładowa korekta… poleceń do książek edukacyjnych 🙂

Przez cały ten rok zdarzały się zarówno wzloty, jak i upadki. Nadal uważam, że umiejętności związane ze składem tekstu wciąż będą wymagały doskonalenia, mimo całkiem niezłych wyników końcowych.
W trakcie zajęć poszerzyły się moje horyzonty związane nie tylko z literaturą, ale także z „techniczną” stroną książek. W swoim księgozbiorze odróżniam już teraz publikacje złożone „pięknie”, poprawnie od tych posiadających w swoim wnętrzu błędy czy tez luki.
Wachlarz zdobytych przez ten rok był bardzo szeroki i… wielobarwny. A z czego cieszę się najbardziej?

Skład publikacji z… moich własnych artykułów prasowych

Wiedza, umiejętności i nie tylko

Wiedza i umiejętności to oczywiście kwestia pierwszorzędna. Udało mi się przynajmniej trochę pokonać lęk przed komputerowym składem publikacji, choć „relacja” z InDesign zdecydowanie musi być wciąż doskonalona.

Edytorskie opracowanie i korekta wszelkiego rodzaju tekstów stały się czymś, z czym naprawdę chciałabym w  dalszym ciągu wiązać swoje losy zawodowe.

Ważne jest tego coś innego, a mianowicie… czynnik ludzki. Trafiłam na cudownych, otwartych i wyrozumiałych prowadzących. Na studia szłam trochę na ślepo, znając tylko jednego z nich (na szczęście spodziewałam się po nim tylko dobrych rzeczy, mimo że zajęcia kosztowały mnie często sporo pracy). Okazało się, że każdy z nauczycieli akademickich był faktycznie profesjonalistą w swojej dziedzinie. Na szczęście  nikt za cenę tego nie stracił… ludzkiego podejścia do drugiej osoby. Jak Czytelnicy wiedzą po moich wpisach o szkolnej „rewolucji”, jest to dla mnie od lat bardzo istotne.

Została oczywiście grupa ze studiów. Byli to cudowni, wspierający się wzajemnie ludzie, otwarcie na każdego mimo różnych zainteresowań, wykonywanych zawodów i doświadczenia. Trafiłam na osoby z tych „do tańca i do różańca”, z którymi po zakończeniu zajęć w czerwcu, zamiast lakonicznego pożegnania…. Odbyliśmy wojaże po Łodzi i przypieczętowaliśmy studia… drobną ucztą.

Mogę zatem uznać, że na wyjątkowość ubiegłego roku akademickiego złożyła się wiedza, umiejętności, kreatywność ludzi i relacje z nimi. Mogę dzięki temu polecić Czytelnikom ciągłe dokształcanie się, ponieważ… jest w tym coś więcej niż tylko zdobycie świadectwa ukończenia studiów (na który oficjalnie sama jeszcze czekam 🙂 , choć nieskromnie powiem, że spodziewam się dość dobrej oceny).

Na koniec zapraszam tradycyjnie do czytania.

„Szalony, szalony, szalony glob…” prowincjonalny. Jak jego 365 obrotów wpłynęło na moją formę pisarską w tym ważnym i trudnym roku? Podsumowanie [Blogmas (V) odc. 4].

Kończy się kolejny rok. Kolejny niespokojny, napawający niepewnością. Pełen zawirowań i zwrotów akcji, zarówno na świecie, jak i… na prowincji. Był trudny i ważny. Niedospany, ekscytujący i… zaskakujący. Pełen obowiązków, ale też niespodzianek. Pełno w nim było również weryfikacji różnych kwestii i pięknych spotkań, których… być może nikt by się nie spodziewał.

Co udało mi się zrealizować, a co przyniosło ponadto dziennikarsko-polonistyczne życie? Czas to podsumować.

„Życie nie bajka”. Jakie „prowincjonalne” czynniki wpływały na kształt moich tegorocznych publikacji (lub ich brak)?

Rok był ważny i trudny. Ostatnie miesiące studiów magisterskich… Dlatego też (szczególnie, gdy trwała sesja) pierwsze skrzypce grały kwestie uczelniane. Najpierw wymagająca i nieco pod górę sesja egzaminacyjna… A w semestrze letnim już „tylko” seminarium i zajęcia specjalizacyjne. A może nawet AŻ? Skoro moja magisterka miała w rezultacie ponad 100 stron… Na szczęście nie byłam z tym sama. J A drogą do wykończenia pracy (albo do tego, by to ona wykończyła mnie…ale udało się tego uniknąć J) był za to… często nocny tryb życia (działający u mnie zasadniczo całe studia magisterskie, teraz miał po prostu „większe obroty”).

Sporo ważnych dni przyniosło lato – dzień przed moim ćwierćwieczem J po raz pierwszy przygotowywałam reportaż do gazety, zaś dwa dni później ukazał się on oficjalnie. Choć był to wynik czystej improwizacji i sporego stresu… Poczułam się doceniona.

Lato to również same urodziny, które były… wyjątkowe. Pod względem zarówno duchowym 🙂 i towarzyskim. 🙂

A jesień? Wykańczanie magisterki, obrona z cudnym, niespodziewanym wynikiem. Zamknęłam pewien rozdział, by móc otworzyć kolejny niemal z automatu. Niewiele odpoczywając, rekrutowałam na studia podyplomowe, które… wkręciły mnie. 🙂 Ale to oddzielny temat, do którego jeszcze wrócę.

 No i oczywiście prasa… już pełną parą. A nawet na skrzydłach! W październiku przeprowadziłam wywiad, który wpłynął na moją pewność siebie, upodobania muzyczne 🙂 , a nawet przeczytane książki. 🙂 Naiwnie jednak myślałam, że dla wszystkich moich rozmówców życzliwość będzie cechą UNIWERSALNĄ. Ale jeszcze tej samej jesieni nie zawsze tak było. Nie zmienia to jednak faktu, że… od pewnego momentu poczucie mojej własnej wartości jako dziennikarza zdecydowanie wzrosło.  I czułam to w dużej części kolejnych spotkań. Swoją drogą część z nich dała mi sporo do myślenia co do relacji z ludźmi w ogóle.

W oczywisty sposób przybyły do moich „prowincjonalnych” uszu nowe upodobania muzyczne, kontynuacja zainteresowań literackich oraz… książki z autografami dwóch rozmówców – muzyka oraz pisarza.

A co do książek… Starałam się prowadzić „statystyki” dotyczące mojego czytelnictwa. J Sprytnie wliczałam w nie lektury ze studiów, które omawialiśmy na polonistyce, to, co udało mi się przeczytać w  wakacje – jeszcze przed obroną… I to, co czytałam w ostatnim czasie. Na liście znalazły się książki, które doczytywałam po raz kolejny, te, których część przeczytałam w ramach badań do magisterki (np. „Powstańcy”), twórczość autora z prowincji, a z czasem też rozmówcy – „Kości, które nosisz w kieszeni”, a także Universe’alne J wspomnienia muzyczne. J Rok zakończyłam lekturą lekkiej, zimowo-świątecznej powieści „Gwiazdka z nieba”, którą miałam na swojej półce już dość długo. W sumie… 20 książek. Jak na tak pracowity, intensywny rok, całkiem dobry wynik.

A jak to wygląda na blogu?

Garść statystyk i… obietnice (?)

Czas na trochę formalności. W porównaniu do zeszłego roku statystyki są… lepsze, mimo że te 12 miesięcy było wyjątkowo  wymagające i trudne. Przez cały 2022 rok udało mi się opublikować (łącznie z dzisiejszym podsumowaniem) 18 wpisów. To prawie dwa razy więcej niż przez cały zeszły rok.

Sporo z nich było „przewidywalnych”- Święta, urodziny, rocznica powstania strony czy też pewnej „rewolucji”. Po raz kolejny dałam też poznać się pod względem upodobań muzycznych. W niektórych z tych wątków byłam… bardziej szczera niż zwykle.

No i cóż… jak zwykle chciałam i będę chciała w nowym 2023 roku stawiać na jakość treści. Dlatego tez mogę zacytować tekst piosenki jednego z moich rozmówców 🙂 :

Nie wiem, co nam da ten rok,
Co się jeszcze nam przydarzy,

bo wydarzyć się może dosłownie wszystko, np. nieplanowany wywiad, o którym będę musiała koniecznie wspomnieć, może jakieś wyjątkowe wydarzenie na prowincji… Mogę obiecać, ze tematy będą ciekawe – przecież tak wiele może mnie spotkać, zainspirować… A ile tego będzie? Nie wie nikt.

Na koniec chcę życzyć Czytelnikom wszystkiego, co najpiękniejsze w nadchodzącym, nowym 2023 roku!

A na koniec zapraszam do czytania.

Szaleństwo wpisuje się w nasze życie i osiąganie upragnionych celów. Nazwą nas „oderwanymi od rzeczywistości”, gdy trafimy do punktu, który tak długo na nas czekał… Do którego tak bardzo chcieliśmy dotrzeć.
Ale to wciąż NASZE cele i sukcesy. Tytuły, słowa, zdania… spotkani i obdzielający życzliwością ludzie. A obok ci, którzy mieli być lekcją…różnic w tym świecie.

Statystyki, słowa, dyplomy i niespodziewane rozmowy… Przełamywanie słabości… A o to nie zawsze nas podejrzewali. Czasem składa się to na nas, jako tych, na których patrzą jaka na szaleńców – chcących łapczywie wszystkiego od razu.

A czy w tym szaleństwie znajdziemy metodę? To inna opowieść.

Czas trudny i prozaicznie mało literacki. Podsumowanie blogowego 2021 roku. [Blogmas IV odc. 4]

Zdarliśmy kolejną kartkę z kalendarza. Dziś przedostatni taki skrawek papieru tego roku.

Dla każdego z nas ten czas miał inne znaczenie. Jednym było łatwiej niż w „dziwnym” 2020, inni napotkali trudności. Pewnie wielu z nas myślało, że zniknie zaraza…. Byłam w gronie tych osób. A na dodatek miałam nadzieję na więcej czasu literackiego. Było go… mniej niż zwykle. Miałam swoje wzloty i upadki. O tym właśnie dziś – chcę go podsumować.

Mniej dziwny, ale intensywniejszy rok. Co w wolnych chwilach udało się zrobić literacko?

Czas zdać relację. Ot – taki „rachunek sumienia” z dziedziny literatury. Dobrze, że to nie spowiedź z krwi i kości, bo mogłoby powiać zaniedbaniem i lenistwem. Oczywiście pod względem literackim.

Rok był bardzo intensywny. Pierwsza zimowa sesja egzaminacyjna na filologii, wzloty, upadki… i brak czasu na pisanie, by nie drażnić sumienia zaniedbaniem obowiązków uczelnianych. I tym sposobem, mając wymówki, kilka miesięcy „wypadło” z literackiego kalendarza. Szczerze powiedziawszy – było to w sumie pół roku. Całe sześć miesięcy bez wpisów. A co gorsza, nawet miesiące wakacyjne były dość „ubogie”. Nadzieją powiało w lutym, kwietniu, lipcu, sierpniu, listopadzie i (kończącym się właśnie) grudniu. Ale dało mi to też pewną „szkołę”… i cóż. Pokazało, że planowanie naprawdę musi śmieszyć Pana Boga. J Przecież miałam przygotowanych sporo (nawet zaległych) wpisów z konkretnymi datami publikacji. Część z nich do dziś jest „zakurzona” w notatniku.

Zdaje się, że pisałam już o tym, kończąc 2020 rok. Starałam się również w tym sezonie stawiać na jakość wpisów i stopień ich ciekawości. Okazją literacką były np. wydarzenia cykliczne jak święta, ale również opisałam kilka wyjątkowych chwil – np. festiwal czy też Szlachetną Paczkę. Przyznam, że mam wśród nich kilku „faworytów”. 🙂

Migawka wakacyjna z Poznania

Podsumowując mój wywód, w ciągu AD 2021 pojawiło się (łącznie z dzisiejszym wątkiem) 10 wpisów. Staram się pocieszać tym, że po prostu naprawdę stawiałam na jakość zamieszczanych treści, a nie na ich ilość. W każdym razie tak twierdzą znani mi recenzenci. 🙂

Co mogę zapowiedzieć? A może… nie powinnam obiecywać nic?

Pytania, choć brzmią dziwnie, nie są bezpodstawne. Proszę o zrozumienie – trudno było mi często wygospodarować czas w wakacje, a co dopiero będąc na ostatniej prostej studiów?

Dlatego… nie mogę obiecać niczego konkretnego. Zdam się na okoliczności – przecież często to, co warte opisania, przychodzi nagle. Bezcennymi walutami będą zarówno czas, jak i pomysły. Jak to śpiewal w 1983 roku Oddział Zamknięty:

Na to nie ma ceny

Nie kupisz weny! 🙂

Mogę obiecać… cóż. Uważne obserwowanie świata wokół 🙂 – inspiracja potrafi spotkać nas na każdym kroku. Może… na blogu pojawią się jakieś literackie motywy? Czas pokaże, choć… będzie się kurczył.

Postaram się działać , choć nie mam pojęcia, z jakim skutkiem.

Na podsumowanie chciałam życzyć Czytelnikom wszystkiego dobrego na zbliżający się 2022 rok. 🙂 Wzorem ubiegłych dwóch lat, przyda nam się w nim prawdopodobnie ogrom zdrowia i cierpliwości!

Na koniec zapraszam do czytania.

Niemenowska dziwność obecnego czasu momentami zanadto przytłacza. Ale tam, gdzie kończy się kalendarz takich samych, przytłaczających, beznadziejnych dni….

Zawsze jest widok za horyzont. A tam… w naszym kierunku toczy się nowe.

Aby nie było nowe tylko w kalendarzu.

Więcej spokoju. Tego dziś chcemy. I oczekujemy od nadchodzących dni.

Jakie przyjdą? Tego nikt nie wie. Zdajemy tylko relację z tego, co za nami. Trud, strach i ogrom nadziei. To ją chcemy zabrać ze sobą  do kolejnego kalendarza.

Nadzieja póki co wystarczy. Z planów może przecież śmiać się nawet sama Góra.

A naprawdę lepiej śmiać się z samych siebie. Każdego kolejnego roku.  

„O, jak dziwny, dziwny (ale mimo to ważny!) czas.” Prowincjonalno-internetowe podsumowanie 2020 roku.

Ten rok nie należał do łatwych. W sumie wielu z nas wolałoby o nim szybko zapomnieć. Niechciany prezent w postaci pandemii koronawirusa zrobiony jest z bardzo długo rozkładającego się materiału.

Nie oznacza to jednak, że rok był całkiem zły czy wręcz „stracony”. „Odcienie szarości” tych dwunastu miesięcy można było znaleźć również w „prowincjonalnej sieci”.

Pisanie – odskocznia od dziwności AD 2020

Rok był dla mnie trudny i ważny. Oczywistym powodem były ostatnie miesiące studiów licencjackich. W międzyczasie pandemia i zmiana trybu nauczania… które nawet w wolnych chwilach „odciągały” od pisania. Oczy zaczynały się „buntować”, więc przyznaję: to, że przez większość miesięcy tego roku pojawiało się po jednym wpisie, było wyznacznikiem intensywności tego czasu.

Jednocześnie nie chciałam pisać byle czego, zależało mi, aby od tej dziwności, ciągle przerażających statystyk, „odcinać się”, pisząc jak najciekawiej. Dlatego czasem musiało minąć więcej czasu, by pomysł miał „ręce i nogi”. Proszę zrozumieć – staram się stawiać na jakość.

Przechodząc do statystyk (będzie o nich krótko, ale zauważyłam pewien ciekawy aspekt): najczęściej w miesiącu pojawiał się jeden wpis, zdarzały się dwa – trzy… Co właśnie zaskakujące, jedynym miesiącem z czterema wpisami był ten najbardziej dla mnie pracowity – sierpień. To chyba tylko potwierdza, że pisanie jest idealną odskocznią od stresu. 🙂 A może nawet… lekiem na to „zło”?

Nowy rok – nowe pomysły?

Trudno przewidzieć, jak będzie wyglądał literacko 2021 rok. Zima będzie czasem zaliczeń na studiach, co nie pomoże natchnieniu. Chciałabym jednak od czasu do czasu pisać. Mam kilka pomysłów, które „odwlekałam” kilka razy – studia polonistyczne dają o sobie znać i mam gdzieś w umyśle pewne scenariusze…. 🙂

Nie wiem, czy powinnam obiecywać regularność pisania –  szybciej mogę zadeklarować kreatywność. Choć w intensywnym czasie studiów może się okazać, że dobrymi chęciami… wiadomo, gdzie brukują. J Dlatego nie obiecuję dużo.

Tymczasem, co mogę zrobić na pewno to życzyć SZCZĘŚLIWEGO I ZDROWEGO NOWEGO ROKU!

A tym, którzy sami też tworzą, czy to literaturę czy prace dyplomowe, nowej fali weny twórczej…. Musi być tylko lepsza!

Na koniec – zapraszam do czytania. 🙂

Rok pod znakiem… wielu pytań – strach mieszał się z radościami.

W kalendarzu jasnych szczęść i nagłych zaćmień… nie zawsze było łatwo patrzeć realistycznie… Bo rzeczywistość pachniała z coraz bliższej odległości…. Bardzo niezdrowo,

Rok ubrany w maski, przyłbice… Dla zdrowia oddalający od siebie ludzi. Czas cieni i błysków – zaskoczenie spełnionymi marzeniami podnosiło na duchu.

Czas zdalnej bliskości i wiejących zimnem ognistoczerwonych stref.  Rok milowych szczęść pod znakiem ryzyka i marzeń spełnionych zdalnie. Czas elektronicznie widzialnych ludzi… wierzących w Twoje możliwości.

Czas dziwności leczonej… słowami. Myślami wylanymi na elektroniczny ekran.

One nie zmienią wiele…. Ale dadzą nadzieję, zaszczepią myśli o przyszłej normalności.