Wszechświat, muzyka, deszcz i… pamięć, czyli mój pierwszy (i raczej nie ostatni :) ) wyjazd na koncert Universe [RECENZJA]

Marzenia. Jak z nimi jest? Czy zawsze wymykają się nam z rąk jak latawce? Czy czasami wystarczy powiedzieć sobie „teraz albo nigdy”, by się ziściły? Tak naprawdę… wszystko to, co napisałam, to fakty. Mnie PODWÓJNE „latawce marzeń” udało się muzycznie „złapać” w zeszłą sobotę. A wszystko to za sprawą wyjątkowego spotkania muzycznego. 29 lipca uczestniczyłam po raz pierwszy w koncercie zespołu Universe. Czy mój muzyczny Wszechświat dzięki temu poszerzył swoje horyzonty? A co czułam jako słuchaczka i… dziennikarka?

Od „przypadku” do marzeń

O tym, że moje upodobania muzyczne zmieniały się wielokrotnie, Czytelnicy dobrze już wiedzą. Jednak fascynacja zespołem Universe jest dość wyjątkowa. Wszystkich pozostałych muzycznych faworytów dobierałam sobie po przesłuchaniu wyłącznie konkretnych utworów czy całych płyt. Ten przypadek jednak bardzo się wyróżnia.

Twórczość zespołu z Chorzowa zaczęła mnie fascynować po tym, jak usłyszałam obecnego lidera po raz pierwszy na żywo, mimo że muzyczny kontekst spotkania był zupełnie inny. Zrozumiałam, ze znany artysta może wyznawać  podobne wartości do mnie i… że wywiad może mieć formę uprzejmej rozmowy,

A że odbyła się ona w dzień koncertu w ramach Dnia Papieskiego… uznałam, że zdecydowanie nie był to przypadek. Niedługo później zaczęłam poznawać twórczość i (w dużej mierze również tragiczne) losy grupy Universe. Moim marzeniem stał się wyjazd na koncert, choć początkowo wszystkie odbywały się wyłącznie w obrębie województwa śląskiego. O tym, że jeden z nich odbędzie się w rejonie łódzkim, dowiedziałam się w bardzo ważnym dla mojej rodziny dniu – dlatego też uznałam, że ten plan zdecydowane musi się udać. I udał się! W niespodziewanie rozszerzonej formie 🙂 po raz kolejny spełniłam marzenie, które towarzyszyło mi od najmłodszych lat. Ale to… na koniec wpisu. 🙂

Koncert w Piotrkowie Trybunalskim i „latawce marzeń” złapane w locie

Ostatnia sobota lipca była wyjątkowym dniem. Połączyło się sporo okoliczności – dni poprzedzające wyjazd były bardzo pracowite. A ten konkretny… okazał się naprawdę CUDOWNY!

Był inny niż zwykle już od początku – ze względu na warunki pogodowe nie wiedzieliśmy, gdzie odbędzie się koncert – fakt, że przyjechaliśmy rodzinną ekipą do miasta, w którym jak dotąd bywaliśmy tylko przejazdem, nie ułatwiał sprawy.

Na szczęście wszystko stało się jasne. Obraliśmy drogę w kierunku Amfiteatru. A dlaczego piszę o drodze? Już wtedy spotkało nas coś przemiłego. Gdy zmierzaliśmy wraz z rodzicami na miejsce, okazało się, że w jednym z lokali… przeprowadzany jest wywiad z liderem Universe. Moje osłupienie i radość zawdzięczam mamie i jej spostrzegawczości. 🙂 Pomijam, że rodzice stwierdzili, że… wokalista na pewno nas zauważył. Oznaczało to już tylko jedno – zapowiadał się niesamowity wieczór – nie z tego świata, a z… Wszechświata!

I właśnie taki był, choć nie bez przeszkód. Ze względu na prawdopodobieństwo (zdecydowanie nie zamienionego w perły, ale… z czasem ulewnego!) deszczu, spod amfiteatru przenieśliśmy się do lokalnego MOK-u. A że słynny wywiad również przeprowadziłam w Miejskim Ośrodku Kultury, choć na prowincji… czułam, że wydarzy się coś niezwykłego.

Oczywiście sam koncert był CUDOWNY! Jak się okazało, zgromadzili się na widowni zarówno ci, którzy wychowali się na utworach Universe, członkowie Fanclubów oraz ich dzieci czy… (naprawdę małe 🙂 ) wnuki. Przynajmniej odetchnęłam z ulgą, że… nie byłam najmłodsza. 🙂

Od lewej: Henryk Czich, Damian Filipowski i Wojciech Wesołek

No i cóż. Tak jak się spodziewałam, wyszło genialnie! Lista najlepszych przebojów takich jak „Tacy byliśmy”, „W perły zmienić deszcz” czy kultowy „Mr. Lennon” to cudowny standard. Świetną sprawą było to, że ludzie naprawdę znali całe teksty na pamięć, śpiewali słowo w słowo. Przede wszystkim jednak cudownie spisał się zespół. Z moim doświadczeniem dziennikarskim 🙂 brzmię nieobiektywnie, ale uważam, że pan Henryk Czich jest naprawdę świetnym liderem zespołu i… po prostu, człowiekiem z wielkim talentem. A takich ludzi trzeba cenić! To samo dotyczy oczywiście również pozostałych muzyków – Damiana Filipowskiego,  Marka Kopeckiego, Grzegorza Krzykawskiego i… udzielającego się również wokalnie (co wyszło cudownie!) Wojciecha Wesołka.  

W rezultacie cała sala piotrkowskiego MOK-u stała się jednym wielkim zgranym zespołem. Lider grupy zachęcał nas do  śpiewania, wstawania, a my… nie mogliśmy odmówić!  Zarówno bardzo żywa i z przymrużeniem oka J „Głupia żaba”, jak i „Deszczowa nieznajoma” czy romantyczne „Jestem obok Ciebie” zdecydowanie wpłynęły na nastroje, emocje i… (nadwyrężone J) gardła melomanów. J Było momentami nostalgicznie, szczególnie gdy słyszeliśmy wspomnienia opolskich festiwali (które pamiętają raczej rodzice, a nie ja), ale przede wszystkim pana Mirosława Breguły jako cudownego artysty, a także… po prostu – bardzo wrażliwego człowieka. Oprócz tego… wraz z zespołem i całą publicznością śpiewaliśmy aż do utraty tchu! 🙂 Był to mój sposób na cudowne odreagowanie pracowitego czasu w redakcji.

Śpiewała publiczność w każdym wieku! A część oficjalną zakończyło początkowo nastrojowe, a później… w rytmie reggae (co było miłym zaskoczeniem 🙂 ) „Wołanie przez ciszę”, w towarzystwie wtórowania publiczności i telefonicznych latarek. 🙂 Oczywiście nie zabrakło też bisów, po których… niechętnie pozwoliliśmy zejść muzykom ze sceny.

Ale czy to koniec emocji? Nie! Skądże. Po zakończeniu występu udało nam się zakupić rok starszy ode mnie 🙂 album „Latawce”. 🙂 A chwilę później… złapałam i nie chciałam za nic wypuścić z rąk… istnego LATAWCA MARZEŃ. 🙂

Mimo że byłam na koncertach już wielokrotnie, ciąg dalszy właśnie tego spotkania wyglądał raczej jak… z moich dziecięcych snów! Mogliśmy podejść i zdobyć autografy wszystkich członków zespołu! A na sam koniec… tata zrobił zarówno mnie, jak i mamie… zdjęcia z całą legendarną grupą. J A oprócz tego (bo skąd w tytule wpisu PAMIĘĆ?), trochę za namową rodziców, bo… plątał mi się język J, przypomniałam się wokaliście, że… to nie nasze pierwsze spotkanie. Pierwsze było w prowincjonalnych Pabianicach. J Jak miło usłyszeć od genialnego Człowieka, z którym rozmowa tak wiele mi kiedyś dała, że… jednak mnie pamięta! O, szok!

 Przynajmniej, gdy wracając, wyszłam na deszcz, wiedziałam, że trzęsą mnie jeszcze… spore emocje. 🙂 No i może trochę zdarte gardło. 🙂

Nie sposób opisać tego koncertu w skrócie (choć wpis i tak jest bardzo długi), to wydarzenie (a w sumie mogę powiedzieć, że… spotkanie 🙂 ) było dla mnie niezwykle ważne.

Aby Czytelnicy przekonali się o tym na własnej skórze, po prostu… polecam wziąć udział w takim koncercie! 🙂 Sama nie wykluczam, że jeszcze się na taki wybiorę!

Na koniec zapraszam do czytania.

Dodaj komentarz